Kolejny piątek i kolejna przerwa na kawę! Tym razem spójrzmy głównie na to, jak publicyści przypominają inwazję na Irak, w której uczestniczyły nie tylko amerykańskie wojska, ale także sojusznicy z Wielkiej Brytanii, Polski i innych krajów. Kilka dni temu “obchodziliśmy” dwudziestą rocznicę tego wydarzenia, które ukształtowało nie tylko Bliski Wschód, ale jego dalekosiężne skutki były odczuwalne także w Europie.
Rocznica wojny w Iraku
Sandra Gathman prezentuje kolejny film ze swojej serii Start Here, pochylając się nad tym, jak inwazja na Irak wpłynęła na dalsze losy państwa nad Eufratem i Tygrysem.
Kłamstwo o broni masowego rażenia
Jakub Dymek na swoim substacku przypomina o tym, co było casus belli dla inwazji na Irak. Broń masowego rażenia, której Saddam Husajn at-Tikriti miał mieć ogromne zapasy produkowane na bieżąco w tajnych laboratoriach okazała się być nabyta od tych samych ludzi, którzy później podjęli decyzję o inwazji. Artykuł Dymka skupia się więc na tym, jak przekonywano społeczeństwo do wojny i co wiedzieli Amerykanie wcześniej, choć sami wiele wypierali.
Można tutaj jednak uwzględnić też fakt, że inwazja miała pewne pozytywne skutki, przynajmniej dla niektórych grup etnicznych, jak Kurdowie, którzy dzisiaj mają o wiele mocniejszą autonomię niż za Saddama, ale tekst godny uwagi.
A może wcale nie jest tak kolorowo?
Fakt kurdyjskiej autonomii i utworzenie systemu, w którym poszczególne grupy etniczno-religijne mają przydzielone role w państwie może jednak być też czynnikiem hamującym rozwój kraju. Ten wariant rozważa Ali Al-Mawlawi, ale podobne argumenty padają także w Libanie, gdzie również parlament i kluczowe stanowiska rozdzielane są według religijnego klucza, co zdaniem licznych protestujących jest kulą u nogi.
Palestyńczycy nie istnieją, nie zrobią ci krzywdy…
Po raz kolejny z ust izraelskich decydentów dało się usłyszeć, że nie istnieje naród palestyński. Tym razem powiedział to minister finansów Becalel Smotricz, przemawiając w Paryżu z podium, na którym widniało graficzne przedstawienie tzw. Wielkiego Izraela, czyli mapy kraju, który miałby wchłonąć także dzisiejszą Jordanię (jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, to w zasadność korekty granic i podboju także Haszymickiego Królestwa wierzy nie tylko tzw. młodzież ze wzgórz, ale także i niektórzy wykształceni przedstawiciele miejskiej klasy średniej pracujący w międzynarodowych firmach, którzy przekonują, że te tereny im się należą, bo… obiecała im je Wielka Brytania).
Motyw Palestyńczyków jako nieistniejącego narodu pojawia się tak często, że można do niego nakręcać zegarek, stąd też pisałem o nim w mojej Anatomii izraelsko-palestyńskiej. A dla Haarecu o nim piszą Seraj Assi i Zachary Foster.
To tyle w ten piątek. Na kolejną porcję polecajek publicystycznych zapraszam za tydzień!