Dlaczego w Izraelu protestują, a w Polsce jak w lesie?
Dlaczego na ulicę wychodzą słuchacze Awiwa Gefena, a słuchacze Kazika Staszewskiego już niekoniecznie?
Szczerze przyznam, że tytuł tego posta to bait. Zwykle nie stosuję tego typu sztuczek, lecz tym razem zdaje się to uprawnione. Tym bardziej, że właśnie tak skonstruowane pytania padały podczas spotkań, w których brałem udział w ostatnim czasie w Krakowie. Tak formułowano pytanie do panelistów dyskusji Izrael 2023: Polityka, Społeczeństwo, Ekonomia, w której udział brałem z byłym ambasadorem Izraela Zvi Rav Nerem, dr Agnieszką Bryc i red. Jarosławem Kociszewskim. Takie samo pytanie publiczność skierowała do prof. Łukasza Sroki i Karoliny Przewrockiej-Aderet, kiedy prowadziłem z nimi spotkanie o Tel Awiwie. To oczywiście można uznać za sytuacje anegdotyczne, ale jednak skoro zdarza mi się takie pytanie słyszeć, to trudno mi je ignorować.
Jak to więc jest z tymi Izraelczykami? Trochę mi o tym w marcu opowiedział Uri Keidar z organizacji Israel Hofszit, zwracając uwagę przede wszystkim na aspekt ochrony demokracji liberalnej i sposobu życia Izraelczyków, wraz z obawą przed wprowadzeniem przymusu religijnego (w państwie, które bynajmniej nie jest wcale świeckie). Inną kwestią jest wychowanie obywatelskie, za które odpowiada między innymi wspólna służba wojskowa, czyli coś co łączy sporą część Izraelczyków, którzy do końca życia identyfikują się z jednostkami, w których służyli w młodości, i w których stawiają się na szkoleniach czy misjach już jako rezerwiści (choć mitem fakt, że większość Izraelczyków w wojsku służy, często nie myśli się w tym kontekście o Arabach i już w 2019 roku dziennik Haarec zwracał uwagę na to, że jedynie 40% mężczyzn i 33% kobiet służy w armii). Ostatecznie to związanie z siłami obrony jest również związaniem z państwem i jego ustrojem, motywuje więc dużą część społeczeństwa do jego obrony.
Odpowiedzi można też szukać w tym, że znaczna część historii współczesnego Izraela jest związana z walką o przetrwanie państwa i narodu, a przynajmniej percepcji takiego stanu rzeczy. Wszystkie wojny, w których udział brali izraelscy żołnierze od 1948 roku są przedstawiane społeczeństwu jako momenty krytyczne, w których zagrożone było istnienie Żydów, podobnie przedstawia się też napięcia z Teheranem. Nie jest istotne w tym przypadku, na ile realne było w każdym z danych przypadków to zagrożenie, skoro realne było ono w głowach izraelskich decydentów, komentatorów i opinii publicznej. Naród mobilizował się do obrony w armii, łatwiej jest mu też podejmować decyzje o mobilizowaniu się na ulicach, jeśli uważa, że zagrożona jest jego demokracja i swobody obywatelskie (co też wyjaśnia, dlaczego nie mobilizują się arabscy obywatele, według których sądy, w tym także Sąd Najwyższy, nie chronią ich praw, pozostawiając ich samym sobie, czy porzucając na pastwę przestępczości zorganizowanej).