Bomba czy prezent dla Bibiego?
Prokurator Karim Khan domaga się nakazu aresztowania Netanjahu, Gallanta, Sinwara, Hanijji i Deifa
Na Izrael spadła bomba.
Jak inaczej można określić informację, że prokurator Karim Khan z Międzynarodowego Trybunału Karnego ogłosił 20 maja, że będzie się domagał wystawienia nakazu aresztowania premiera Benjamina Netanjahu i ministra obrony Joawa Gallanta? Owszem, na liście zagrożonych nakazem znaleźli się też przywódcy Hamasu z Gazy - Jahja Sinwar, Mohammed Deif i Ismail Hanijja, ale niezależnie od tego, zapowiedź Khana jest przede wszystkim ciosem wizerunkowym i dyplomatycznym dla Izraela.
Cała piątka oskarżona jest o odpowiedzialność za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Jak można przeczytać w oświadczeniu Khana, w przypadku liderów Hamasu przede wszystkim chodzi o wydarzenia z 7 października, a prokurator “na podstawie dowodów zebranych i zbadanych przez jego Biuro, ma uzasadnione podstawy, aby sądzić”, że odpowiadają oni m.in. za gwałty, tortury, eksterminację ludności cywilnej. Z kolei Gallant i Netanjahu mają odpowiadać między innymi za wykorzystanie głodu jako metody prowadzenia działań zbrojnych, zamierzonego obierania za cel ludności cywilnej czy prześladowań.
Wniosek o wystawienie nakazu aresztowania nie oznacza jednak automatycznie, że Netanjahu i Gallant są już uznani za winnych, ani że zostaną aresztowani gdyby postawili stopę w jednym z państw, które ratyfikowały Statut Rzymski. Na razie wniosek prokuratora rozpatrzyć muszą sędziowie MTK, którzy najprawdopodobniej nie będą skorzy podejmować decyzji pochopnych, zdając sobie sprawę z tego, że na szali jest zarówno reputacja oskarżonych, losy trwającego konfliktu, jak i powaga prawa międzynarodowego i reputacja samego Trybunału, a do tego istotnie muszą brać pod uwagę także ciężar zgromadzonego materiału dowodowego i samą literę prawa.
Gdyby jednak nakazy rzeczywiście zostały wystawione, ucierpi przede wszystkim pozycja Izraela i jego polityków. Zarówno izraelski rząd, jak i opozycja, wyrażają oburzenie decyzją Khana, jak i zestawieniem ich przywódców z liderami Hamasu, tym bardziej, że od kilku miesięcy Izrael stara się robić wszystko, by w miarę możliwości zachować reputację w obliczu licznych oskarżeń o zbrodnie wojenne i ludobójstwo. Pozycja Hamasu pozostanie raczej niezachwiana. Sinwar, Deif i Hanijja mają ważniejsze rzeczy na głowie, od przejmowania się tym, co mówi się o nich w Hadze, do której i tak nie planują się wybrać. Większość państw Bliskiego Wschodu nie podpisała lub nie ratyfikowała Statutu Rzymskiego. Najbliżsi sojusznicy w Libanie, Katarze, Rosji, Iranie czy nawet w Chinach, nie będą zobowiązani, by ich aresztować i przekazać do sali sądowej. Może się zamknąć ich droga do potencjalnego zbudowania rządu jedności narodowej z Fatahem, jak w latach 2014-2015, gdyż to właśnie polityka Mahmuda Abbasa ściągnęła na nich uwagę Karima Khana.
Co innego Netanjahu. Jako premier odpowiedzialny jest za utrzymywanie dobrych stosunków z Zachodem, w tym z Europą (pozycja Ministra Spraw Zagranicznych od lat w Izraelu jest raczej słaba, gdyż Netanjahu preferuje osobiste prowadzenie polityki zagranicznej, a swoim szefom dyplomacji nie pozwala na wykazywanie się zbytnią kreatywnością). Od dawna przywódcy państw Zachodu, z nielicznymi wyjątkami, widzą w nim zagrożenie dla demokracji i powagi prawa międzynarodowego, w czym nie pomogły ogromne protesty przeciwko reformie sądownictwa, które przetaczały się izraelskimi ulicami w ubiegłym roku. Dla rządu Bibiego pogłębienie się międzynarodowej izolacji Izraela, które już i tak postępuje (choć pewnie nie tak szybko, jak życzyliby sobie tego Palestyńczycy i demonstrujący w ich wsparciu aktywiści) będzie znaczącą przeszkodą w zapewnieniu państwu funkcjonowania.
Być może jednak jest to też prezent, który pozwoli Bibiemu na poprawę wewnętrznej pozycji z kraju?
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to Stosunkowo Bliski Świat to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.