Nawet jeśli to twoje ostatnie chwile - uznała Azima - nadal możesz tańczyć i śpiewać. Nie możesz wyzbyć się własnego człowieczeństwa tylko dlatego, że wróg wyzbył się swojego.
Takie słowa mogłyby być mottem reportażu Gayle Tzemach Lemmon. Jakkolwiek patetycznie to nie brzmi, “Za wolność moich sióstr. Walka o nasze jutro” jest właśnie opowieścią o utrzymaniu własnego człowieczeństwa w obliczu agresji barbarzyństwa. Bo jak inaczej można nazwać historię kobiet, które walczą nie tylko o własną emancypację, ale także bronią swojej wolności w obliczu ataku tak odczłowieczonego tworu, jakim jest Państwo Islamskie?
Daesz raczej nie wymaga przedstawienia. To terrorystyczna organizacja, która w szczycie siły w 2014 roku kontrolowała około 30% Syrii i 40% Iraku. To obszar wielkości Bułgarii lub 1/3 terytorium Polski, a pod rządami samozwańczego kalifatu żyło ponad 10 milionów osób. Wiele z nich nie zgadzało się z surową interpretacją sunnickiego islamu narzuconą im przez Abu Bakra al-Baghdadiego, wśród nich arabscy chrześcijanie, jezydzi i właśnie syryjscy i irakijscy Kurdowie, którym poświęcony został reportaż amerykańskiej dziennikarki Gayle Tzemach Lemmon.
Rzecz nie tylko o kobietach…
Przed wzięciem książki do ręki można pomyśleć, że jest ona kolejną opowieścią o zmaganiach kobiet, które nie godzą się z otaczającą je patriarchalną rzeczywistością i rzucają wyzwanie mężczyznom. Byłaby to jednak jedynie półprawda. Lemmon przygląda się im, lecz w tle opowiada o historii ruchu narodowowyzwoleńczego Kurdów, będących jednym z największych na świecie narodów bez własnego państwa, żyjących przede wszystkim w Turcji, Iraku, Iranie i Syrii. Autorka zauważa, że lata życia w osobnych państwach sprawiły, że metody politycznej i zbrojnej walki preferowane przez poszczególne gałęzi narodu znacząco się od siebie różnią. Skupiając się jednak na Syrii sięga do myśli politycznej Abdullah Öcalana, założyciela Partii Pracujących Kurdystanu uważanej przez Stany Zjednoczone, Unię Europejską i Turcję za ugrupowanie terrorystyczne.
Öcalan jest w tej opowieści ojcem chrzestnym Kurdów z Rożawy. To w końcu jego idee ukształtowały koncepcję demokratycznego konfederalizmu, według której organizowany jest system Rożawy kierowanej przez Partię Unii Demokratycznej. A kluczowym elementem tej koncepcji, według której Kurdowie mogliby stać się wolnym narodem poprzez uzyskanie częściowej choćby autonomii, zakłada odrzucenie patriarchalnej hierarchii. Tak w każdym razie Öcalana rozumieją bohaterki reportażu Lemmon.
…choć ich zmaganiom poświęcona
Wśród nich przede wszystkim są to Azima, Rożda, Znaryn i Nouruz. Pochodzą z tradycyjnych kurdyjskich domów i muzułmańskich rodzin, lecz zainspirowane ideami narodowowyzwoleńczymi, postanawiają włączyć się bezpośrednio do walki o bezpieczeństwo i przyszłość Kurdów. Często wbrew woli rodziny i narażając się na negatywne reakcje. Żadna z nich nie żałuje jednak swoich wyborów.
Przed nimi wciąż długa droga, na której spotka je wiele przeciwności. Koncepcje jakimi się kierują okazują się jednak działać. Nieugiętą postawą zdobywają szacunek mężczyzn i pokazują, że Kobiece Jednostki Ochrony nie mają być jedynie nieistotnym wypełniaczem w systemie, ale pełnowartościową gałęzią wojskową Syryjskich Sił Demokratycznych (HSD), która zdobywa też szacunek mężczyzn, zarówno walczących w innych jednostkach, jak i tych, którzy chcą walkę toczyć pod ich przywództwem.
Polityka pola walki
Samemu powstaniu HSD, od politycznej koncepcji ukutej w Waszyngtonie, przez nieufność Turcji mającej (w swojej percepcji uzasadnione) obawy względem wsparcia Kurdów przez Zachód, po negocjacje z bojownikami z udziałem amerykańskich żołnierzy stacjonujących w irackim Kurdystanie, poświęcono sporą część reportażu. Owszem, jest to historia uproszczona, lecz nie czytamy rozprawy historycznej, a książkę, która ma ten wycinek świata przybliżyć czytelnikowi. Nawet takiemu, który wcale nie ma głębokiej wiedzy o regionie.
Istotnym aspektem tekstu, pomagającym zrozumienie wyjątkowości Ludowych Jednostek Samoobrony (PYD), w skład których wchodzą jednostki bohaterek reportażu, jest też miejsce poświęcone opisom strategii i taktyk stosowanych przez Daesz na polu walki. Zainteresowanemu czytelnikowi łatwiej będzie zrozumień, dlaczego rozwiązaniem dla tej walki wcale nie mogło być zrzucenie oddziałów amerykańskich żołnierzy lądowych wyposażonych w ciężki sprzęt. Kurdowie w końcu musieli walczyć w dużej mierze z ludźmi im znanymi, przynajmniej kulturowo, i stosującymi partyzanckie metody walki. Dostosowanie się do nich okazało się nie tylko metodą, która umożliwiła Kurdom przetrwanie, ale też pokonanie Daesz w północnej Syrii.
Łyżka dziegciu
Pozytywy książki można wymieniać przedłużając listę, lecz nie obyło się bez mankamentów. Autorka zdecydowała się pozbawić bohaterki nazwisk “ze względu na bezpieczeństwo i prywatność rozmówców”. W niektórych przypadkach jest to decyzja dziwna, tym bardziej, że kurdyjskie bojowniczki, z którymi rozmawiała, są bohaterkami także zdjęć załączonych w książce. Są też w pewnej mierze postaciami publicznymi i ich nazwiska są powszechnie znane, jak w przypadku Rożdy, która dowodziła operacją odbicia miasta Rakka z rąk Państwa Islamskiego. Nie jest jednak moją rolą zmienianie sensu tekstu Lemmon, stąd też ja również nazwiska pominę, choć wnikliwemu czytelnikowi niewiele czasu zajmie ich odnalezienie w odmętach internetu.
Inną kwestią jest dość skąpy czas poświęcony samemu demokratycznemu konfederalizmowi i systemowi Rożawy. Czytelnik, dla którego zetknięcie się z Kurdami jest nowością, i taki, który wcześniej jedynie wiedział odrobinę o bohaterskiej walce kobiet z YPJ, trochę jedynie pogłębi swoją wiedzę. Wiele jednak można było powiedzieć o spółdzielczości, która z tyłu, za liniami frontu, pozwoliła na utrzymanie tej dobrze naoliwionej machiny. Dzięki niej w końcu Kurdowie w północnej Syrii mają namiastkę własnego państwa.
Gayle Tzemach Lemmon nie słodzi jednak swoim bohaterom. Zauważa, że nie wszyscy Kurdowie w regionie podzielają wizję świata i metody stosowane przez PYD. Są tacy, którym nie w smak jest współpraca Rożawy (choćby ograniczona) z reżimem w Damaszku. Zauważa też związki PYD z PKK, wykraczające poza jedynie ideologiczne dziedzictwo Abdullaha Öcalana. Rozumie jednak ich założenia i pomaga czytelnikowi je zrozumieć. Ostatecznie to osoba, która tę książkę weźmie do ręki, sama będzie musiała zdecydować, na ile te cele są uzasadnione.
Przede wszystkim jednak uzasadnione są one w oczach opisywanych Kurdyjek. Jak mówi Nouruz autorce, zapytana o to, czy warto było walczyć z Państwem Islamskim w obliczu tego, że Rożawie zagraża wciąż sąsiednia Turcja, której przywódca Recep Tayyip Erdoğan zapowiada kolejne operacje przeciwko Kurdom w północnej Syrii: “kiedy widzę dziecko, zastanawiam się, jakie będzie mieć życie. Walczę by ludzie mogli być wolni. Wielu moich krewnych poległo w walce z ISIS. O wiele trudniej jest założyć rodzine i mieć dzieci bez żadnej przyszłości, kiedy wie się, że nie można się uczyć w swoim języku, nie można cieszyć się wolnością na swojej ziemi i trzeba żyć w ciągłym strachu przed śmiercią. Tak jak każdy inny człowiek kocham życie, nie jestem nim zmęczona.”
Tak oto wywalczyły sobie przede wszystkim nadzieję, która zdawała im się luksusem jeszcze kilka lat wcześniej.
Książkę do recenzji udostępniło mi wydawnictwo Znak. Polska premiera reportażu wyznaczona jest na 22 lutego.
Egzemplarze książki można nabyć w Spółdzielni Ogniwo, stacjonarnie lub online!
Jeśli podoba Ci się moja praca, możesz postawić mi kawę!
W ilustracji wykorzystano fotografię Kurdishstruggle, CC BY 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/2.0>, via Wikimedia Commons