"To nie jest konflikt"! Czy na pewno?
Czy porzucenie terminu "konflikt" rzeczywiście może pomóc sprawie palestyńskiej, czy wręcz przeciwnie?
Jedną z narracji na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego, które przebijają się w mediach społecznościowych i nabierają rozpędu przy okazji każdej kolejnej eskalacji starć Izraelczyków z Palestyńczykami jest hasło “to nie jest konflikt”, popularne szczególnie wśród pro-palestyńskich aktywistów. Przyjmując, że hasło stosowane jest w dobrej wierze, nietrudno zauważyć, z czego taka narracja się wywodzi. Zazwyczaj dowiadujemy się, że nie ma mowy o konflikcie, gdyż istotą sprawy są działania Izraela i powinniśmy mówić o “kolonializmie osadniczym”, “okupacji”, “czystce etnicznej”, takich ram pojęciowych używając w miejsce terminu “konflikt”. Takie założenie wynikać może z rzeczywistej troski o palestyńskie życie, zwłaszcza gdy towarzyszą mu przerażające obrazy wydarzeń w Strefie Gazy. A jednak, nawet w przypadku ogromnej dysproporcji sił między Izraelem a Palestyńczykami, porzucenie terminu “konflikt” wcale nie musi przysługiwać się sprawie palestyńskiej, wręcz przeciwnie - może być na rękę Izraelowi.
Żeby to zrozumieć, należy przyjrzeć się samemu hasłu i jego zastosowaniu w prawie międzynarodowym czy naukach politycznych. Już oryginalne słowo conflictus w łacinie oznacza “zderzenie”, a dzisiaj podstawą dla konfliktu, zderzenia, jest spór - istnienie przynajmniej dwóch przeciwnych poglądów, interesów.
Stąd mamy konflikty na linii pracownik-pracodawca, konflikty w rodzinie, między lokatorami a właścicielami nieruchomości, konflikty prawne, a także konflikty polityczne i zbrojne. Wszędzie, gdzie pojawiają się dwa przeciwstawne interesy może wystąpić konflikt. Niekoniecznie da się go rozwiązać przy pomocy mediacji czy negocjacji mających na celu wypracowanie kompromisów. Często, zwłaszcza w przypadku politycznych interesów, strony wybierają przemoc. Gdy mówimy o konfliktach zbrojnych, aby uznać sytuację za konflikt, nie ma znaczenia, kto jest agresorem, a kto obrońcą.
W prawie międzynarodowym “konflikt” jest dobrze zdefiniowanym terminem, który znajdziemy w Konwencjach Genewskich wraz z protokołami dodatkowymi i w bogatej bazie komentarzy dostarczanych przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. O międzynarodowym konflikcie zbrojnym mowa, gdy dochodzi do użycia siły (przemocy) między dwoma państwami. Prawo wymienia także konflikty nie-międzynarodowe, o których mówimy, gdy dochodzi do użycia siły między państwem a aktorem pozapaństwowym, takim jak organizacja zbrojna, paramilitarna, terrorystyczna etc., lub między dwoma aktorami niepaństwowymi.
Istotą konfliktu jest spór i nadaje on podmiotowość jego stronom. Przyjmuje, że mają swoje aspiracje i cele do osiągnięcia. Porzucenie całej prawnej infrastruktury, która idzie za wykorzystaniem tego terminu, ubranie sytuacji jedynie w represję, może być więc wykorzystywane do unieważnienia motywacji jednej z jego stron, zwłaszcza tej słabszej.
Gdy mowa o konflikcie, nie musimy wcale porzucać terminów takich jak “okupacja”, “apartheid”, “kolonializm”, “osadnictwo”, “czystka etniczna” “terroryzm”, “ludobójstwo” i całej gamy innych, o które oskarżane są jego strony. Mogą być one przyczynami konfliktu, lub też narzędziami stosowanymi do osiągnięcia celów. Tym samym konwencje haskie (z 1907 r.) okupację definiują tak:
Terytorjum uważa się za okupowane, jeżeli faktycznie znajduje się pod władzą armji nieprzyjacielskiej.
Okupacja rozciąga się jedynie na te terytorja, gdzie ta władza jest ustanowiona i gdzie może być wykonywaną. (Konwencja Haska IV)
Okupacja może być skutkiem konfliktu lub jego przyczyną. Konflikt w prawie międzynarodowym jest jednak terminem nadrzędnym.
Z kolei “czystka etniczna” jest o wiele bardziej problematyczna, gdybyśmy mieli mówić o tym, że to właśnie do tego dochodzi w Palestynie. Przede wszystkim dlatego, że jest to termin, który nie ma umocowania w prawie międzynarodowym. Był stosowany w rezolucjach Rady Bezpieczeństwa ONZ, ale nie stanowi podstawy do oskarżania stron konfliktów, dlatego właśnie, że nie został jeszcze zdefiniowany na gruncie prawa.
Warto też pamiętać, że konflikt nie zakłada równości stron (wystarczy spojrzeć jak konwencje genewskie mówią o konfliktach nie-międzynarodowych). Nauki polityczne wyróżniają pojęcie konfliktu asymetrycznego, a od zakończenia II Wojny Światowej takie właśnie konflikty są najczęściej występującymi. Kategoryzujemy je względem trzech aspektów - asymetrii siły, asymetrii strategicznej i asymetrii strukturalnej.
O asymetrii siły mówimy, gdy dochodzi do walki między słabszym aktorem (państwowym lub pozapaństwowym) a przeciwnikiem o wiele silniejszym. Takim konfliktem była choćby II wojna w Zatoce Perskiej, kiedy Irak zmagał się z o wiele potężniejszą międzynarodową koalicją. Innym przykładem może być wojna w Afganistanie po 2001, z tych samych powodów.
Do asymetrii strategicznej dochodzi, gdy mamy do czynienia z konfliktem toczonym przez strony wykorzysujące zupełnie inne podejście do walki. Przykładem może być walka państwa z siłami partyzanckimi, jak miało miejsce na terytorium polski po II Wojnie Światowej, kiedy Milicja Obywatelska i Ludowe Wojsko Polskie zwalczały oddziały Narodowych Sił Zbrojnych, które nie toczyły regularnych bitew z państwowymi siłami, a raczej dokonywały ataków na posterunki, czy też dokonywały egzekucji “kolaborantów”.
W przypadku konfliktu izraelsko-palestyńskiego mówimy jednak o asymetrii strukturalnej. Tutaj jedna ze stron jest uznanym międzynarodowo państwem, z rozbudowanymi relacjami zagranicznymi, silnym wojskiem, jasno określonymi celami polityki i akceptowanymi granicami. Druga strona z kolei domaga się międzynarodowego uznania, zarówno suwerenności nad własnym terytorium, jak i nawet uznania prawa do nazywania się narodem (wciąż podważanego). Palestyńczycy mogą mieć rozbudowany aparat państwowy czy też pre-państwowy, siły zbrojne i jasno sprecyzowaną ideologię, ale toczą walkę z potężnym sąsiadem, który nie tylko kontroluje różnymi metodami ich terytoria, ale może także liczyć na istotne strategicznie wsparcie zagraniczne. Nie ma tutaj mowy o równowadze sił, czy też symetrii w stosowaniu narzędzi politycznych.
Ktoś mógłby się zastanowić: na ile istotne jest w ogóle to nazewnictwo? Czy nie lepiej “nazywać rzeczy po imieniu”? Z punktu widzenia prawa przyjęcie, że mamy do czynienia z konfliktem zbrojnym, daje podstawy do śledztw w sprawie zbrodni wojennych. Takie śledztwo zostało uruchomione w 2021 przez Międzynarodowy Trybunał Karny (o czym była mowa niedawno w podcaście). Śledczy będą w nim właśnie operowali pojęciami “konfliktu zbrojnego” i całym aparatem terminologii, który stosowany jest w przypadku takich konfliktów.
Gdyby jednak uznać, że nie ma tu mowy o “konflikcie zbrojnym”, w rzeczywistości mógłby zostać wprowadzony argument na korzyść Izraela. Sytuacja Palestyńczyków stałaby się “sprawą wewnętrzną”, co skomplikowałoby i tak już trudną sytuację śledczych MTK, którzy zbierają dowody zbrodni wojennych bez współpracy z Izraelem. Sprawy wewnętrzne rozwiązuje się jednak przed państwowym aparatem sprawiedliwości, a sami Palestyńczycy dążą do umiędzynarodowienia tego konfliktu, poszukując sprawiedliwości właśnie w prawie międzynarodowym.
Jeśli uważasz moją pracę za wartościową, możesz ją wesprzeć stawiając mi wirtualną kawę na buycoffee.to/stosunkowobliskiwschod lub zdecydować się na stałe wsparcie na patronite.pl/stosunkowobliskiwschod