Kolejny tydzień mija i ponownie zapraszam do lektury tekstów o istotny problemach mniej czy bardziej globalnych. Tym razem, przy wspólnej przerwie na kawę, poczytamy o problemie przemocy z użyciem broni palnej, podejściu Europy do Chin czy wizycie Rezy Pahlawiego w Izraelu.
Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj?
O przemocy z udziałem broni palnej w Stanach Zjednoczonych mówiono już wiele. Co chwila zresztą wiadomości zalewane są doniesieniami o masowych strzelaninach, w szkołach, centrach handlowych i innych miejscach publicznych, jak również informacjami o przypadkowym, lub wcale nieprzypadkowym, postrzeleniu przechodnia. Chrissy Stroop w tekście dla Open Democracy przekonuje, że problemem może być przyjęcie “stand your ground law”, które stwierdza, że w przypadku konfrontacji zaatakowany nie musi nawet próbować się oddalić, a tym samym użycie przemocy nie jest ostatecznością. Przeciwnicy tego rozwiązania uważają, że przepisy prawne promują wręcz używanie broni palnej, choć druga strona twierdzi, że w innym przypadku oddajemy się w ręce przestępców.
Pahlawi w Izraelu wcale nie oznacza wiele dobrego
Wcale wiele czasu nie poświęcono dekonstrukcji wizyty syna obalonego szacha Iranu w Izraelu. Ja sam, zapytany przez czytelników niedawno w ramach Q&A w mediach społecznościowych, wzruszyłem jedynie ramionami. W końcu nawet media regionu nie komentowały specjalnie wizyty księcia (o ile księciem powinniśmy tytułować kogoś, kto jest księciem nieistniejącej już monarchii). Zrobił sobie co prawda zdjęcie z Bibim, a nawet spotkał się z innymi politykami, ale znaczenie wizyty na Zachodzie zostało mocno przecenione. A jednak izraelski lewicowy +972 Mag piórem Sary Ariyan Sakhy zwraca uwagę, że w istocie przyjazd Pahlawiego do Izraela jest groźny. Zarówno dla Irańczyków, tych którzy chcieliby prawdziwie demokratycznej reformy swojego państwa, jak i dla Palestyńczyków, którzy woleliby, aby nie pomijano też ich problemów w międzynarodowych rozgrywkach.
Biden nie jest ulubieńcem Ameryki ani świata. Często wytyka się mu wiek, potknięcia (fizyczne i słowne), nieudolność. A jednak wiele wskazuje na to, że w przyszłym roku ma szansę na reelekcję, zwłaszcza jeśli Partia Republikańska wystawi przeciw niemu Donalda Trumpa. Obaj politycy nie są zresztą szczególnie popularni, ale zdaje się, że najważniejsza dla wyborców jest w tym momencie niechęć do oponenta. Trudno się dziwić, skoro polaryzacja amerykańskiego społeczeństwa jedynie postępuje. O tym dla Newsweeka pisze Giulia Carbonaro.
Multilateralna polityka chińska
Angelos Chryssogelos dla EUObserver przekonuje, że wartością w relacjach Unii Europejskiej z Chinami wcale nie musi być jednomyślność. W końcu jak być jednomyślnym na wieloetnicznym, wielokulturowym i wielojęzycznym kontynencie, który jest zróżnicowany nawet wewnątrz jednego organizmu politycznego, jakim jest Unia Europejska? W końcu każdy naród i każde państwo ma swoje interesy, które chce zrealizować. Czy więc fakt, że do Pekinu osobno latają przywódcy Francji, Niemiec, Hiszpanii i europejscy urzędnicy jest wadą systemu, czy może narzędziem nacisku na Chiny, który jest nie w smak Amerykanom, którzy z Europy chcieliby uczynić narzędzie do prowadzenia własnej polityki międzynarodowej?
W tej części piątkowej kawy to tyle, na kolejną porcję publicystyki, która mnie zainteresowała, zapraszam w następny piątek!