Nosić mundur czy rekel?
Czy obowiązkowy pobór ortodoksów do izraelskiej armii zmieni reguły gry?
Wczoraj Izraelem i komentującymi jego polityczną sytuację mediami zatrzęsła informacja o jednogłośnej decyzji Sądu Najwyższego, według której nie ma żadnego powodu, by wciąż obowiązywała reguła zwalniająca ultraortodoksyjnych mężczyzn, studentów jesziw, z czynnej służby wojskowej. Dla niektórych decyzja szokująca, ale jest w istocie kolejnym zdaniem w dyskusji, która trwa przynajmniej od powstania współczesnego Izraela.
W okresie deklarowania niepodległości zwolnienie studentów jesziw z obowiązków wobec wojska było uzasadniane koniecznością obrony żydowskich tradycji religijnych. Dawid Ben Gurion zauważał, że liczni ortodoksi zginęli w Holocauście, a wraz z nimi niemała grupa uczonych rabinów, którzy mogliby swoje nauki przekazać. Uważano więc wówczas, może nie bez racji, że umożliwienie młodym charedim pobierania nauk bez ryzyka związanego z udziałem w walkach, czy też po prostu odciągania ich od studiów nad Torą, jest wręcz racją stanu. Wtedy jednak zwolnienie objęło około 400 osób, a dzisiaj demografia Izraela wygląda zupełnie inaczej.
63 tys. młodych mężczyzn dzisiaj nie musi obawiać się, że państwo nałoży na nich obowiązek wskoczenia w mundur, choć de facto rekruterzy Cahalu przymykają oko na dużą część mężczyzn z sektora ultraortodoksyjnego. Być może nie jest to liczba piorunująca sama w sobie, ale według danych Israel Democracy Institute, dzisiaj co siódmy obywatel Izraela wywodzi się z tego sektora, aż 1/4 uczniów w żydowskim systemie edukacyjnym stanowią charedim, którzy niedługo osiągną wiek poborowy, a do 2050 roku ten odsetek zbliży się niemal do połowy. Co więcej, dzisiaj jedynie niecałe 4% charedim decyduje się na dołączenie w szeregi armii.
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to Stosunkowo Bliski Świat to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.