Człowiek roku magazynu TIME nie jest prestiżowym tytułem, choć i tak potrafię zrozumieć wrzawę wobec tego, że w tym roku na okładce czasopisma znalazła się Taylor Swift. Dziwi mnie jednak niezrozumienie, lub może po prostu niechęć zrozumienia, czym jest sam tytuł “osoby roku”.
Przeglądając liczne dyskusje w mediach społecznościowych dało się zauważyć przede wszystkim oburzenie. Bo w końcu jak to może być, że redakcja amerykańskiego czasopisma na swojej okładce umieściła “inną twarz niż chciałem ja”? W końcu w tym roku wiele postaci miało swoje pięć minut i z pewnością to jedna z nich powinna ten “prestiżowy” tytuł otrzymać?
Często ta dyskusja podlana jest także innym dodatkiem - lekkim oddechem ulgi, że w końcu w przeszłości na okładce TIME znalazły się bardziej kontrowersyjne postaci. A do tych zaliczyć możemy Adolfa Hitlera, Józefa Stalina (dwukrotnie!), amerykańskich żołnierzy w Korei, Henry’ego Kissingera (już po bombardowaniu Kambodży), Ruhollacha Chomeiniego czy Władimira Putina. Ktoś mógłby podejrzewać (być może słusznie), że redakcja tym samym chwali działania tychże, choć byłoby to błędne przypuszczenie.
Tytuł “osoby roku” przyznawany jest osobom, które miały ogromny wpływ na świat, nieważne czy pozytywny, czy też negatywny. To już kwestia wtórna. Osoby interesujące się polityką a nie światem muzyki pop, mogą być zawiedzione, tym bardziej, że na shortliście do tegorocznego tytułu znalazł się choćby ponownie Putin czy Xi Jinping. A jednak redakcja TIME postawiła na Taylor Swift. Dlaczego właśnie tak?