Iran po Raisim?
Republika Islamska stoi przed dwoma kluczowymi wyborami. Czy system będzie starał się utrzymać dotychczasowy kurs?
Po śmierci Ebrahima Raisiego, prezydenta Iranu, w katastrofie lotniczej pojawiły się liczne pytania o to, kto wypełni lukę po nim - zarówno na fotelu prezydenta, jak i jako potencjalnego następcy rahbara Chameneiego.
Pytania trudne, bo jak znaleźć na nie łatwe odpowiedzi w przypadku kraju, w którym niemożliwe jest przeprowadzenie rzetelnych badań opinii publicznej? Iran co prawda jest republiką i wyborcy mają prawo do oddania głosu na wybranego przez siebie kandydata, ale haczyk tkwi w tym, że w istocie procesy polityczne ułożone są w taki sposób, by ewentualne zmiany nie były zbyt dotkliwe dla systemu, który wyłonił się po rewolucji w 1979 roku.
Ebrahim Raisi na fotel prezydenta został wybrany w 2021 w wyborach, które pociągnęły za sobą liczne oskarżenia o manipulacje. Choćby pula kandydatów, która ograniczyła się jedynie do siedmiu, wśród których najważniejsze postacie pochodziły z obozu pryncypialistów (w zachodniej prasie chętniej nazywanych twardogłowymi), była zredagowana przez Radę Strażników w taki sposób, by Raisi nie musiał liczyć się z niebezpieczną konkurencją.
Szyicki duchowny bliski politycznie i osobiście rahbarowi (jest zięciem ajatollaha Ahmada Alamolhody, od lat z bliskiego otoczenia Chameneiego) nie był przypadkowo zatwierdzony przez Radę Strażników. Już w latach osiemdziesiątych sprawdzał się jako prokurator oskarżany o zatwierdzanie egzekucji więźniów politycznych (czym zaskarbił sobie przydomek “rzeźnika z Teheranu”), a jego imponująca kariera poprowadziła go przez stanowiska prokuratorskie, sędziowskie, Zgromadzenie Ekspertów (odpowiedzialne m.in. za wybór Najwyższego Przywódcy) czy opiekę nad sanktuariami.
Trudno powiedzieć, jacy kandydaci mają największe szanse, ale wygląda na to, że ponownie preferencyjnie potraktowany zostanie obóz pryncypialistów, gdyż dzisiaj reformiści traktowani są w zasadzie jak sankcjonowana opozycja. Może i mogli mieć prezydentów kierujących rządem, ale władze starają się dzisiaj ograniczać wszelkie możliwe tendencje liberalizujące stosunki społeczne czy zmieniające stosunek do Zachodu, który darzony jest raczej ograniczonym zaufaniem (uczciwie trzeba przyznać, że nie bez racji, zwłaszcza gdy stopniowe zbliżenie z czasów Rouhaniego Donald Trum nagrodził jednostronnym wypowiedzeniem JCPOA).