Czy Syria może liczyć na pomoc?
Baszar al-Asad po raz pierwszy w historii poprosił o pomoc finansową Unii Europejskiej
Ludzkie tragedie na Bliskim Wschodzie wcale nie są niczym nowym, lecz pojawiające się w mediach zdjęcia zniszczeń po ostatnim trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii zmuszają do refleksji nad tym, że ten doświadczony przez najnowszą historię region wcale nie może zaznać spokoju, choć tak bardzo go potrzebują jego mieszkańcy. Do momentu ukończenia tekstu liczba ofiar przekroczyła 20 tys., z czego ponad 3 tysiące zginęło w Syrii, która od lat jest w o wiele trudniejszej sytuacji niż Turcja, choćby przez wciąż trwającą wojnę domową, która w ostatnim czasie jest relatywnie spokojna, lecz daleka od rozwiązania.
W północno-wschodniej części kraju, niedalekiej od epicentrum w pobliżu tureckiego miasta Gaziantep, mieszka 4,5 miliona Syryjczyków, spośród których wielu jest uchodźcami wewnętrznymi, którzy tutaj właśnie uciekli z innych części kraju. Liczni zmuszeni są do życia w trudnych warunkach w tymczasowych mieszkaniach lub obozowiskach, z ograniczonym dostępem do podstawowych usług zdrowotnych, czy żywności, co jedynie częściowo zaspokajają międzynarodowe organizacje humanitarne, które ze względów politycznych koncentrują swoje działania przede wszystkim w prowincji Idlib, nazywanej „ostatnim bastionem rebeliantów” i kontrolowanej przez wyrosły z Al-Kaidy islamistyczny Hajat Tahrir asz-Szam, nierzadko oskarżany o łamanie praw człowieka.
Pierwszy konwój z pomocą humanitarną po trzęsieniu ziemi dotarł tutaj dopiero w czwartek 9 lutego, dostarczając przede wszystkim artykułów higienicznych, stanowiących podstawę dostaw, które docierały do regionu już przed ostatnim kataklizmem. To jednak nie wystarczy, jak można wywnioskować z tweetów Syryjskiej Obrony Cywilnej, znanej szerzej jako Białe Hełmy. Według ich ratowników brakuje ciężkiego sprzętu potrzebnego do poszukiwań ludzi, którzy wciąż mogą żyć w zawalonych budynkach. A okno czasowe się zwęża z każdą minutą i liczba ofiar rośnie. „Setki ludzi wciąż są pod gruzami, lecz nie mamy odpowiedniego sprzętu, by do nich dotrzeć” zakomunikował w rozmowie z portalem Al-Dżaziry Ismail Al-Abdullah, jeden z bardziej znanych wolontariuszy Białych Hełmów, od lat współpracujący choćby z polskimi organizacjami humanitarnymi takimi jak Polska Misja Medyczna.
Aleppo nie może powstać z gruzów
Do Idlib, gdzie działają Białe Hełmy, dociera choćby szczątkowa pomoc międzynarodowa, ale na kontrolowanych przez wojska Baszara al-Asada terenach zapotrzebowanie wcale nie jest mniejsze, choć trzęsienie ziemi też ich nie oszczędziło. Jednym z najmocniej dotkniętych miast jest Aleppo, dawniej handlowe centrum kraju, dzisiaj będące jedynie cieniem niegdyś tętniącej życiem metropolii.
„Gdy dowiedziałem się o tym trzęsieniu ziemi, pomyślałem, że po wojnie udało się zrobić jeden krok do przodu, a teraz mieszkańcy miasta musieli się cofnąć o dwa” – mówi mi Michał Czechowski, tłumacz i nauczyciel języków arabskiego i hebrajskiego, który niedawno odwiedził Aleppo, by zobaczyć, jak miasto się podnosi z gruzów po długich walkach. – W Aleppo, może jedynie po Homs, najbardziej widoczne były skutki tej wojny, zwłaszcza w obrębie starego miasta i słynnego suku (w języku arabskim suk oznacza budowlę targową, często zadaszoną, w ramach której handel prowadzi się z budek lub sklepów – przyp. JK) uznawanego za jeden z najdłuższych na świecie. Dzisiaj jest on niemal całkowicie zrujnowany, choć trwają w nim prace renowacyjne. Niewielką część sklepów i korytarzy, póki co, dało się dotychczas odrestaurować”.
Czechowskiemu Aleppo udało się odwiedzić dlatego, że wojska Baszara al-Asada dzisiaj kontrolują około 70% kraju, po tym jak udało się z większości obszarów wyprzeć rebeliantów, a Państwo Islamskie w dużej mierze zostało zdławione przez wspierane przez Amerykanów Syryjskie Siły Demokratyczne kontrolujące region Rożawy. Dopiero wówczas rozpoczęto prace na rzecz odbudowy tych miast, które dotknięte zostały najbardziej przez wojnę.
„Od kilku lat, od kiedy do Aleppo zaczęli przyjeżdżać odwiedzający, wiele osób relacjonuje odbudowę. Większość miasta wciąż jednak pozostaje zrujnowana. Widzimy tam zawalone budynki, czy ślady po kulach w ścianach. Wysiłki renowacyjne nie skupiają się jednak wyłącznie na starym mieście, w nowszej części Aleppo również widać remonty, choć daleko tutaj do pełni szczęścia. Widać, że mieszkańcy bardzo chcą wrócić do starego życia, lecz te wysiłki przynoszą efekt bardzo powoli. Liczne ulice wciąż pozostają bez elektryczności, a zniszczone budynki są opuszczone, co robi upiorne wrażenie. Lecz nawet w niektórych opuszczonych budynkach możemy zobaczyć, że choć górne kondygnacje pozostają zawalone, to w tych parterowych często uruchomione są już odrestaurowane i oświetlone sklepy” - dodaje Czechowski.
Asad zwraca się do Brukseli
Teraz odbudowa Aleppo będzie jeszcze trudniejsza, tym bardziej, że nie słychać wiele ofert pomocy dla rządu Asada. Sam dyktator z Damaszku po raz pierwszy w historii uznał jednak, że potrzebuje zachodniego wsparcia finansowego i zwrócił się do Unii Europejskiej o udzielenie pomocy w ramach Unijnego Mechanizmu Obrony Ludności. Decydenci w Brukseli wymagają jednak odpowiednich mechanizmów, które zapewnią, że fundusze nie sfinansują operacji militarnym przeciwko opozycji, rebeliantom czy Kurdom.
Społeczność międzynarodowa od lat traci jednak zainteresowanie udzielaniem dalszej pomocy Syryjczykom, o czym świadczą kwoty przeznaczane na wsparcie dla tego kraju. Tanya Evans, dyrektorka ds. Syrii w Międzynarodowym Komitecie Ratunkowym poinformowała 6 lutego, że trzęsienie ziemi jest „kryzysem w wielu kryzysach”, podkreślając, że temperatury spadają poniżej zera, przez co tysiące mieszkańców regionu jest narażonych na niebezpieczeństwo. „Kobiety i dzieci będą szczególnie narażone na wykorzystanie, jeśli po raz kolejny zmusi się je do zmiany miejsca pobytu. Wielu mieszkańców północno-wschodniej Syrii było przemieszczanych nawet do 20 razy, a przez to, że ośrodki zdrowia były przepełnione nawet przed obecną tragedią, wielu nie mogło otrzymać opieki zdrowotnej, której tak bardzo potrzebowało”.
Sytuacji nie poprawia fakt, że plan pomocy humanitarnej dla Syrii na lata 2022-2023 Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej jest dramatycznie niedofinansowany. Z wymaganych ponad 4 mld dol. od międzynarodowych darczyńców udało się uzyskać niecałą połowę kwoty. Kluczowe stało się tutaj wsparcie zachodnich państw, przede wszystkim Stanów Zjednoczonych i Niemiec, choć istotne środki wyasygnowały też Komisja Europejska, Kanada, Norwegia, Francja, Szwecja i wiele innych krajów. Zapotrzebowanie zostało jednak określone według sytuacji sprzed trzęsienia ziemi, a w świetle ostatnich wydarzeń koszty jedynie wzrosną.
Tomasz Rydelek, autor bloga Puls Lewantu i publicysta magazynu Układ Sił, uważa jednak, że większa pomoc państw zachodnich dla Syrii jest mało prawdopodobna. „Na terenach kontrolowanych przez rebeliantów brakuje centralnej władzy, co utrudnia koordynację jakiejkolwiek pomocy. Wsparcie dla mieszkańców terenów kontrolowanych przez wojska rządowe utrudniają natomiast obawy Zachodu, że taka pomoc mogłaby zostać odebrana jako legitymizacja władzy Baszara al-Asada. Sprawa jest tym bardziej problematyczna, że rząd w Damaszku przez lata wykorzystywał pomoc humanitarną jako narzędzie do walki z rebeliantami, choćby utrudniając wjazd konwojów humanitarnych na tereny oblężone przez wojska rządowe. Ponadto na sprawę trzeba spojrzeć z perspektywy wojny na Ukrainie. Rosja jest sojusznikiem Asada, w kraju stacjonują rosyjscy żołnierze, a w portach kotwiczą okręty wojenne, co może jeszcze mocniej zniechęcać potencjalnych darczyńców. Asad może jednak liczyć na pomoc państw arabskich, w tym Zjednoczonych Emiratów Arabskich”.
Pomoc powinna zostać dostarczona jednak na tyle szybko, by trwająca zima nie doprowadziła do jeszcze większej tragedii, a także by udało się odnaleźć jak największą liczbę ludzi, którzy wciąż mogą żyć pod gruzami. Liczy się teraz każda minuta, ale w trudnych warunkach pogodowych i powojennych niestety trzeba się liczyć z tym, że liczba ofiar tej tragedii wzrośnie.