Czas napiętej kampanii wyborczej już za nami, podobnie jak pełen emocji i zwrotów akcji wieczór wyborczy. Dzisiaj rano Polska obudziła się w rzeczywistości, w której przewaga jednego z kandydatów nad drugim mieści się w granicy błędu statystycznego, a Karol Nawrocki może odtrąbić zwycięstwo, mimo wszelkich starań obozu KO i #silnychrazem.
Abstrahując od samej osoby Nawrockiego i tego jakim prezydentem będzie (bo trudno wyrokować, skoro jego własna kampania wskazała, że jest niczym prawicowa chorągiewka na wietrze i na zmianę wygina się pod podmuchy ze strony PiS czy Konfederacji), chciałbym się przyjrzeć najważniejszemu błędowi, który moim zdaniem popełnili strategowie KO w tej kampanii i potencjalnym scenariuszom na najbliższe dni.
Kto kogo wybierał?
Wybory pokazały, że Polska jest ściśle spolaryzowana według linii PiS-PO, czy też obozów Tuska i Kaczyńskiego. W istocie dla wielu wyborców był to właśnie wybór między nimi, choć żaden z przywódców największych partii nie startował bezpośrednio w wyborach. Twardy elektorat PO i PiS oczywiście nie uznaje takiej teorii i bez problemu natrafimy po obu stronach na symetryczne hasło, według którego to “nasz będzie niezależny od naszego lidera, w przeciwieństwie do tamtego, który będzie marionetką”.
Wybory rozgrywały się więc w dużej mierze o to, by przeciągać elektorat mniejszych ugrupowań, który w istocie i tak już na starcie w dużej mierze został rozdzielony po obozach. Nikogo nie zaskoczyło chyba, że 88% wyborców Mentzena i 92% wyborców Brauna zagłosowało na Nawrockiego, a 90,2% wyborców Biejat i 83,8% wyborców Zandberga na Trzaskowskiego, choćby dlatego, że lewica ma z liberałami częściowo zbieżne światopoglądowe postulaty, podobnie jak w przypadku prawicy.
Strategia zdała się więc być jasna - należy wyborców prawicowych zniechęcić kampanią negatywną, skoro nie można ich przeciągnąć na własną stronę. Obóz KO postawił na powtórzenie strategii kampanijnej amerykańskich Demokratów z 2024 roku. Partia Demokratyczna przede wszystkim stawiała wówczas na przekonywanie wyborcy o tym, że Donald Trump jest w istocie kryminalistą, na którym ciążą poważne zarzuty. Strategowie KO uważnie robili notatki i starali się wykorzystać każdy ciemny i niejasny wątek z przeszłości Nawrockiego, przypominając wszystkim kwestię kawalerki, pana Jerzego w DPS, kibolskich ustawek, domniemanego apartamentu miłości czy domniemanej sutenerskiej przeszłości kandydata obywatelskiego na bramce w Grand Hotelu.
Z pewnością skonsolidowało to elektorat KO i reszty tzw. obozu demokratycznego i zmotywowało go do pójścia na wybory. Problem w tym, że ci sami strategowie nie robili notatek do końca i nie zauważyli, że Demokraci motywowali również elektorat przeciwnika. Tak samo stało się i tutaj.
Najbardziej represjonowany człowiek świata
Wyborców Nawrockiego nie udało się zniechęcić dlatego, że prawica od lat skutecznie promuje narrację o tym, że jest represjonowaną opcją polityczną. Taka wizja świata pozwala odrzucać wszelkie oskarżenia, które wpadają do szufladki z teoriami spiskowymi, pomówieniami i kłamstwami.
Słyszeliście żart o tym, że najbardziej represjonowany na świecie jest biały, heteroseksualny prawicowiec? Sęk w tym, że ten żart nie jest żartem w oczach właśnie białego, heteroseksualnego prawicowca, którego percepcja świata często zasadza się na tym, że prawica doznaje krzywd ze strony liberałów czy lewicy. Być może i te krzywdy są wyobrażone, ale ta percepcja wpływa na motywacje wyborcze.
Nic więc dziwnego, że ostatecznie takie podejście, jakie zastosowali strategowie KO, prowadzi wyłącznie do tego, że prawicowy wyborca jest przekonany o tym, że za Nawrockim trzeba stanąć murem. Oskarżeń wobec kandydata było po prostu zbyt dużo, by dało się w nie z tej perspektywy uwierzyć. Grubymi nićmi szyte kampanie “profrekwencyjne” Fundacji Twój Głos jest Ważny, która otrzymała środki ze spółek skarbu państwa i w mediach społecznościowych prezentowała spoty jasno popierające Trzaskowskiego, uderzając właśnie w tony przestępczości i środowisk pseudokibiców, także nie pomogły. Gdy mowa była wyłącznie o wyłudzonej kawalerce i umieszczeniu emeryta w DPS sytuacja mogłaby wyglądać inaczej i choćby wyborcy Mentzena, który otwarcie przyznawał, że sytuacja wymaga wyjaśnienia, a te dostarczane przez Nawrockiego go nie przekonują, nie byliby aż tak zmotywowani do karnego udania się do urn.
Do udziału w drugiej turze udało się zmobilizować 1,2 mln wyborców, którzy nie udali się do urn dwa tygodnie wcześniej. Umownie zakładając, że “obóz demokratyczny” stanowią wyborcy Trzaskowskiego, Hołowni, Biejat, Zandberga i Senyszyn, to od 1. tury do 2. zebrał on dodatkowy 1,1 mln wyborców. Mobilizacja w obozie prawicy, w zależności od tego, jakich kandydatów uznamy za przynależących do niego, sięgnęła 300 do 600 tys. Biorąc poprawkę na osoby, które zrezygnowały i niewielkie przepływy między osobami, wygląda na to, że strategia KO na mobilizację elektoratu i demobilizację wyborców przeciwnika się zwyczajnie nie sprawdziła.
Czy czeka nas kryzys konstytucyjny?
Głosy już policzone, więc nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na uznanie wyników wyborów przez Sąd Najwyższy, a konkretnie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, której status został podważony wyrokiem TSUE z grudnia 2023. To daje niebezpieczną furtkę obozowi KO do podważenia wyborów, a szczególnie do nacisków na Hołownię. Przed wyborami jeszcze m.in. minister Bodnar wyrażał obawy, że gdyby wygrał Trzaskowski Izba może chcieć podważyć wybór. Dzisiaj obawa jest przeciwna - w ciągu najbliższych dwóch tygodni będzie czas na zgłoszenie protestów wyborczych do Sądu Najwyższego, w tym w kwestii finansowania czy zagranicznych wpływów. Odrzucenie tych protestów, nawet jeśli będzie zasadne, w tak spolaryzowanym społeczeństwie jak nasze, może doprowadzić do kryzysu, w którym i tak funkcjonujemy od lat.
Koalicja rządowa może starać się naciskać na Marszałka Sejmu, by nie stwierdził zaprzysiężenia prezydenta. Byłoby to trudne dla Hołowni z punktu widzenia jego poparcia, lecz z drugiej strony zgodne z jego wypowiedziami z czasu kampanii, gdy mówił, że Nawrocki nie ma kompetencji do pełnienia tego urzędu. Oczywiście jest to scenariusz mocno naciągnięty i trudno mi sobie wyobrazić, by wybór Nawrockiego zakończył się jego zablokowaniem przez Marszałka Sejmu. Z pewnością jednak wykorzystane zostaną szanse na złożenie protestów wyborczych i poszukiwania tą drogą możliwości podważenia wyniku, czy w ogóle przebiegu wyborów. Być może KO będzie chciało powtórzyć scenariusz z Rumunii, gdzie w grudniu ubiegłego roku Sąd Konstytucyjny unieważnił wybory, w których wygrał Călin Georgescu. Wówczas Sąd dopatrzył się rosyjskich wtrąceń w kampanię, a fakt pokazywania się obecnego zwycięzcy rumuńskich wyborów Nicușora Dana, na wiecu Rafała Trzaskowskiego w Warszawie, każe przypuszczać, że to co działo się w Rumunii, było poddane uważnym studiom przez sztabowców KO. Niewykluczone, że usłyszymy w najbliższych dniach o rosyjskiej aktywności dookoła wyborów w Polsce. Problem w tym, że trudno będzie rozstrzygnąć prawdziwość takich doniesień w momencie, w którym niemal każdego dnia pojawiają się nowe doniesienia i rewelacje.
Jeśli uważasz ten wpis za wartościowy postaw mi wirtualną kawę na buycoffee.to, dołącz do Patronek i Patronów na Patronite.pl. Możesz także zdecydować się na pełną subskrypcję tego substacka i otrzymać pełen dostęp do wszystkich pojawiających się tutaj tekstów!