Czy Londyn chce już tylko służyć oligarchom?
Oliver Bullough w "Kamerdynerze świata" opowiada okrutną historię przemian, jakich w Wielkiej Brytanii dokonali bankierzy z londyńskiego City
Jaka jest najważniejsza data, przez pryzmat której powinniśmy patrzeć na upadek brytyjskiego imperializmu i całkowitą zmianę strategii zagranicznej Londynu? Oliver Bullough, doświadczony dziennikarz przyglądający się rynkom finansowym, ma dla swoich czytelników jednoznaczną odpowiedź na tak postawione pytanie. Co więcej, jego zdaniem to, co się wówczas wydarzyło powinno się przyczynić do zupełnie innego spojrzenia na Anglię, a w szczególności na londyńskie City, jedno z ważniejszych, jeśli nie najważniejsze, centr finansowych Europy.
O tym właśnie jest “Kamerdyner świata”, sprawnie napisany esej o przemianach, jakie dokonały się w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XX-wieku. Opowieść zaczyna się od roku 1956, jednej z istotniejszych dat choćby w historii Izraela. Wydarzenia, o których mowa, w Europie nazywamy “kryzysem sueskim”. Kiedy Egipt pod wodzą Gamala Nassera podjął decyzję o nacjonalizacji Kanału Sueski, władze w Londynie i Paryżu zadrżały. W końcu ten ogromny projekt, realizowany przez Brytyjczyków i Francuzów od XIX wieku, był strategicznym obiektem dla handlu z Azją.
Oficjalnie Egipcjanie nie byli kolonizowani i nie byli poddanymi Pałacu Buckingham. Trudno jednak nie zauważyć roli, jaką w tym państwie pełnili brytyjscy wojskowi i dyplomaci, którzy de facto mogli mieć większą władzę od Arabów. To właśnie przez ich obecność lwia część dochodów ze światowego handlu, który wykorzystywał Kanał, trafiała do kieszeni brytyjskich bankierów i monarchów.
Nacjonalizacja kanału uderzyła więc w podstawowe interesy i konieczne było zaradzenie sytuacji. Brytyjczycy i Francuzi postanowili posłużyć się w tym celu Izraelem, wówczas jeszcze młodym państwem, które ledwie pozbierało się po wojnie o niepodległość, którą toczyło z arabskimi sąsiadami w 1948 i 1949 roku. Izraelczycy mieli doskonały pretekst, by włączyć się do europejskich planów. W końcu Egipcjanie po zwycięstwie Izraela w 1949 zablokowali Kanał Sueski dla izraelskich statków i zablokowali cieśninę tirańską, uniemożliwiając opuszczenie zatoki Akaba. Izraelczycy przekonywali, że Egipt pogwałcił tym samym konwencję konstantynopolską, która zakłada swobodę przejścia tą drogą dla wszystkich statków, lecz Kair tłumaczył swoją decyzję tym, że jest w stanie wojny z Izraelem i nie może pozwolić na przepływanie wrogich statków przez swoje terytorium.
W październiku 1956 roku Izraelczycy zaatakowali Egipt, a krótko po nich do walki włączyli się Francuzi i Brytyjczycy. Militarnie kampania okazała się zwycięstwem strony atakującej, zwłaszcza Izraelczyków, którzy przez kilka miesięcy okupowali Półwysep Synaj i odblokowali cieśninę. Trzeba jednak zauważyć, że jest była to także polityczna klęska Paryża i Londynu. Kair zachował całkowitą kontrolę nad Kanałem Sueskim, a zachodni partnerzy nie mogli uwierzyć, że Wielka Brytania ma czelność “utrzymywać, że stoi po stronie dobra, skoro gotowa była najechać na suwerenny kraj, który chciał się po prostu sam rządzić”.
Od tego momentu nie możemy już mówić o istnieniu brytyjskiego imperium. Co więcej, rozumieli o tym także decydenci, zwłaszcza w gronie bankierów. Brytyjczycy uzależnili się od pieniędzy z Waszyngtonu, stracili globalne znaczenie i musieli całkowicie zmienić strategię. Od tego momentu dochodzi do drastycznych zmian, których wykonawcami okazali się absolwenci prywatnych szkół, obracający się od dziecka w tym samym środowisku zawodowym i towarzyskim, którym z zainteresowaniem przygląda się Bullough.
Dziennikarz zauważa, że gospodarką kraju sterowali w pierwszych latach tych przemian ludzie, znający się od lat, odcinający się od innych, zwłaszcza od “wykształconych na uniwersytetach plebejuszy”, do których zwracali się zawsze po nazwisku. Opowiada o tym, jak postanowili obchodzić brytyjskie i amerykańskie regulacje, wypożyczając sobie eurodolary, by później pomagać oligarchom z Rosji, Kaukazu czy Nigerii w ukrywaniu majątków. W końcu, gdy jest się odpowiednio bogatym, nie ma takiej rzeczy, której nie można ukraść. Tym bardziej, gdy ma się tak sprawnego kamerdynera jak Wielka Brytania, której system finansowy zbudowany został właśnie tak by usługiwać ludziom, którzy chcieliby uciekać przed wścibskim okiem dziennikarzy śledczych, którzy trafiali na trop malwersacji finansowych, czy choćby niejasnych powiązań z firmami fasadowymi i rządami. System tym łatwiejszy w wykorzystaniu, że choć sama Anglia wraz z jej finansowymi instytucjami, prywatnymi i państwowymi, próbuje kreować obraz siebie jako transparentnego państwa, to w skład Wspólnoty Narodów wchodzą przecież takie raje podatkowe jak Kajmany, czy Brytyjskie Wyspy Dziewicze, które co roku, według Tax Justice Network, odpowiedzialne są za wywoływanie największych strat podatkowych w innych państwach.
Bullough przytacza tutaj w szczególności sytuacje ze wschodu Europy, zwłaszcza z krajów, które czerpią zyski z wydobycia surowców, czy choćby przesyłu ropy i gazu. To stąd umocowani politycznie przyjaciele dyktatorów i skorumpowanych urzędników przenoszą swoje rezydencje do londyńskich dzielnic, by następnie rejestrować stowarzyszenia o niejasnym celu istnienia czy inkorporować holdingi w rajach podatkowych. Ilość przypadków, które umykają wiedzy opinii publicznej przysparza o zawrót głowy, lecz jednocześnie “Kamerdynera świata” czyta się jak solidną powieść sensacyjną, przepełnioną humorem, interesującymi alegoriami, ciekawymi dygresjami i ironią, która przebija w wielu miejscach z języka, którym operuje Bullough. Fakt, że zastosowana ironia wciąż jest zabawna, choć temat książki przecież wcale nie jest wesoły, to po części zasługa tłumaczki Doroty Konowrockiej-Sawy. Tylko w ten sposób, skoro nie mamy w zasadzie istotnego wpływu na rozmaite nadużycia, które dzieją się gdzieś ponad naszymi głowami, możemy się z nich przynajmniej pośmiać.
“Kamerdynera” polecam z czystym sercem tylko, jeśli potencjalny czytelnik nie ma w głowie wyidealizowanego obrazu Wielkiej Brytanii, która miałaby być państwem prawa, do którego standardów powinny aspirować wszyscy sąsiedzi. Nie jest to jednak tekst, który przedstawia jedynie negatywne aspekty brytyjskiego życia. Opowiada o dość małym wycinku świata, choć Bullough zastrzega na początku, że swojemu krajowi wiele zawdzięcza, zwłaszcza w dziedzinach takich jak kultura, czy sport. Lecz obraz Londynu, który z pozycji stolicy świata staje się sługą oligarchów z dalekich stron, skutecznie burzy stereotypy. Taka jednak powinna być dziennikarska literatura, czyż nie?
21 stycznia Jakub Dymek na swoim substacku opublikował wywiad, który przeprowadził z autorem. Zachęcam do lektury, jeśli chcecie głębiej wejrzeć nie tylko w treść książki, ale także w to, jak Europa finansowała Putina i umożliwiła mu agresję na Ukrainę.
“Kamerdyner świata” w Polsce został wydany 8 lutego. Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu W.A.B.