Czy Izrael boi się palestyńskiej flagi?
Świat szybko obiegły nagrania z pogrzebu Szirin Abu Akli, dziennikarki Al-Dżaziry, która została śmiertelnie postrzelona w głowę podczas relacjonowania operacji izraelskiego wojska w Dżaninie na Zachodnim Brzegu. Materiały video z profesjonalnych redakcji i ujęcia z prywatnych telefonów szturmem zdobywały media społecznościowe nie tylko dlatego, że reporterka uzyskała status symbolu sytuacji wszystkich Palestyńczyków. Przede wszystkim jednak szokujące okazało się zachowanie policjantów, którzy próbowali rozpędzić żałobników przy pomocy pałek, uderzając także mężczyzn niosących trumnę z ciałem Abu Akli.
O śmierci Szirin Abu Akli usłyszysz w odcinku podcastu: "Najbardziej etyczna armia świata"?
Później policja tłumaczyła, że mężczyźni podnieśli trumnę niezgodnie z wolą rodziny i mieli zamiar zanieść ją w procesji na Stare Miasto, choć czekał na nią przygotowany karawan. Funkcjonariuszy miały też sprowokować rzucane w ich kierunku przedmioty. Rodziny dziennikarki te wytłumaczenia jednak nie przekonują. Anton Abu Akla, jej starszy brat, w rozmowie z Times of Israel powiedział, że mężczyźni wcale nie przejęli trumny przemocą, jak twierdzi policja, a przenieść ją planowali jedynie do karawanu. Zdradził też, że przed pogrzebem został wezwany na komisariat, gdzie funkcjonariusze próbowali wymusić na nim obietnicę, by podczas pogrzebu nie pojawiły się palestyńskie flagi. Abu Akla nie mógł im tego obiecać, gdyż trudno jest kontrolować tłum na tak wielkiej uroczystości. Flagi się oczywiście pojawiły, a policjanci już rano dostali polecenie, by je konfiskować, co okazało się nierealne.
Śmierć dziennikarki i zachowanie policji podczas pogrzebu są obecnie poddawane osobnym śledztwom, na których wyniki trzeba będzie jeszcze poczekać. Choć właśnie na tym aspekcie skupiona jest obecnie uwaga świata, to warto też zauważyć, że próby skonfiskowania palestyńskich barw narodowych na pogrzebie są przejawem głębszego problemu. Izrael prowadzi obecnie otwartą wojnę z palestyńskimi symbolami w przestrzeni publicznej.
Kneset zabroni palestyńskich barw narodowych?
Jednym z jej przejawów jest niedawne głosowanie w Knesecie, gdzie opozycyjny Likud byłego premiera Benjamina Netanjahu zaproponował ustawę, która zabraniałaby wywieszania palestyńskich flag w finansowanych przez państwo instytucjach takich jak uniwersytety. Choć nowe prawo zaproponowała opozycja, to przyjęte zostało ono ciepło przez premiera Naftalego Bennetta, jego partię Jamina i sprzymierzoną z nimi partię Nowa Nadzieja. Na tak kontrowersyjny przepis nie chcieli się zgodzić posłowie islamistycznej parti Raam, wchodzącej w skład koalicji, a części parlamentarzystów z lewicowej Partii Pracy i centroprawicowej Jesz Atid nie brali udziału w głosowaniu.
Celem przepisu ma być zakazanie wywieszania czy demonstrowania z flagami „wrogich państw i Autonomii Palestyńskiej”, a jeśli przejdzie on przez kolejne trzy czytania i zostanie wprowadzony to policja będzie mogła traktować obecność tych barw w przestrzeni publicznej jak nielegalne zgromadzenie, czy wręcz zamieszki. Co jednak istotne, proponowany tekst ustawy nie wymienia z nazwy żadnej innej flagi, oprócz właśnie tej należącej do Autonomii Palestyńskiej.
Uniwersytecka walka na flagi
To odpowiedź na niedawne wydarzenia na Uniwersytecie Ben Guriona w Beer Szewie, gdzie 23 maja studenci zorganizowali wiec z palestyńskimi flagami, który miał upamiętniać Nakbę, jak Palestyńczycy nazywają moment powstania Izraela i następujące po nim wysiedlenie wielu Arabów z terytorium młodego państwa. Część z nich opuściła kraj z własnej woli lub po namowie arabskich liderów, ale niektórzy zostali wypędzeni przymusowo przez izraelskich żołnierzy i członków milicji.
Dla Palestyńczyków Nakba jest centralnym punktem mitu narodowego, na którym opierają swoją tożsamość i warunki stawiane Izraelczykom w procesie pokojowym, który w rzeczywistości stanął w martwym punkcie po Porozumieniach z Oslo. Dlatego też grupa studentów, w dużej mierze arabskich obywateli Izraela, postanowiła pokazać swoją solidarność wobec narodu, z którym sami czują głębokie związki kulturowe, a nierzadko deklarują, że są jego częścią.
Wiec miał się odbyć tydzień wcześniej, właśnie w Dniu Nakby, ale władze uczelni nie zgodziły się na to. Takich obiekcji nie miały jednak władze Uniwersytetu w Tel Awiwie, gdzie zgromadziło się kilkudziesięciu studentów. Obie demonstracje spotkały się jednak z kontrmanifestacją wymachującą flagami z Gwiazdą Dawida. W dużej mierze wydarzenia przebiegały spokojnie, choć w towarzystwie palestyńskich nacjonalistycznych piosenek, które w powietrzu zderzały się z okrzykami po hebrajsku „śmierć terrorystom” i „jesteście terrorystami”.
Na oba wydarzenia przyszli członkowie prawicowej organizacji Im Tircu (hebr. Jeśli Zechcecie), którzy pojawili się tam by „bronić syjonistycznych wartości”. Te w ich opinii zostały zagrożone wraz z pojawieniem się palestyńskich flag na uniwersytetach. W Tel Awiwie doszło nawet do bójki z udziałem przedstawicieli Im Tircu i pro-palestyńskich demonstrantów, która zakończyła się aresztowaniem trzech arabskich studentów.
Nie skończyło się jednak jedynie na utarczkach słownych i przepychankach na uczelniach. Sprawa zatoczyła szerokie kręgi wśród izraelskich polityków. Partia Likud w specjalnym oświadczeniu winą za wydarzenia obarczyła rząd Naftalego Bennetta, podkreślając, że koalicja „polegająca na zwolennikach terroryzmu” nie będzie skutecznie „walczyła z terroryzmem i broniła syjonizmu”. Zwolennikami terroryzmu w opinii Likudników jest islamistyczna partia Raam, która jest pierwszym w historii Izraela samodzielnym ugrupowaniem arabskim, które weszło w skład rządu, umożliwiając tym samym w ubiegłym roku Bennettowi i Jairowi Lapidowi zbudowanie koalicji, która po 12 latach zakończyła urzędowanie Netanjahu na stanowisku szefa rządu.
W szeregach koalicji także znaleźli się parlamentarzyści, którym nie spodobały się demonstracje na uniwersytetach. Szaren Haskel z Nowej Nadziei powiedziała, że flaga symbolizuje jedynie Organizację Wyzwolenia Palestyny i jest „wrogim symbolem”, a demonstracja pod tym szyldem powinna być nielegalna. Według niej żydowscy studenci proszą też przez to uczelnie, by zajęcia odbywały się przez platformę Zoom, gdyż obawiają się o swoje bezpieczeństwo.
Uniwersytet Ben Guriona odniósł się do tego w oświadczeniu, w którym zaznaczono, że uczelnia jest miejscem, w którym studenci mają prawo prezentować cały wachlarz opinii i poglądów. Dodano także, że władze uczelni są dumne ze studentów, którzy potrafili przeprowadzić przeciwne sobie demonstracje zachowując spokój.
Marsz Flagi w Jerozolimie
Nie tylko na uczelniach jednak dochodzi do konfliktów na tle flag i symboli narodowych. Głośny był także Marsz Flagi, który przeszedł ulicami Jerozolimy 29 maja. Co roku Izraelczycy biorą w nim udział, by świętować rocznicę przejęcia kontroli nad Ścianą Płaczu i wschodnią częścią miasta przez izraelskie wojska wskutek wojny sześciodniowej z 1967 roku.
Nacjonalistyczna impreza zaplanowana została tak, by jej trasa przebiegała przez arabską dzielnicę Starego Miasta. Przeszły w niej tysiące Izraelczyków pod swoimi barwami narodowymi, a wielu z nich wykrzykiwało rasistowskie hasła, takie jak „Śmierć Arabom”. Dla innych jednak było to także święto radości i dumy z własnego narodu, gdyż w tłumie można było dojrzeć tańczących ludzi wzywających „Am Israel chai”, czyli „Naród Izraela żyje”.
Nietrudno jednak się domyśleć, że taki marsz nie mógł przejść zupełnie spokojnie. Do ochrony wydarzenia oddelegowano około trzech tysięcy policjantów w pełnym rynsztunku, którzy z trasy przemarszu usuwali protestujących Palestyńczyków. Mimo tego, nie udało się uniknąć starć. Obie strony rzucały w siebie kamieniami i butelkami, a policja starała się rozpędzać zamieszki przy wykorzystaniu broni gładkolufowej, gazu łzawiącego i granatów hukowych. Demonstrujący Izraelczycy na trasie rozklejali też naklejki przedstawiające własną flagę.
Ale nad trasą marszu pojawiła się także palestyńska flaga, która została przyczepiona do drona, przelatującego nad demonstrującymi. Policjantom udało się jednak przechwycić urządzenie. Ale zdjęcia przedstawiające palestyńskie barwy nad morzem biało-niebieskich flag zdążyły obiec świat, a szczególnie arabskie media, które przedstawiały wydarzenie jako „sukces” Palestyńczyków.
Ta swoista wojna na flagi to jedynie kolejny etap konfliktu izraelsko-palestyńskiego, w którym rachunek krzywd jest z każdym dniem coraz dłuższy. Trudno spodziewać się, by w najbliższym czasie doszło do jakichkolwiek zmian, które wyczekiwane są od lat przez aktywistów działających na rzecz pokoju. Niestety zdaje się, że żadna ze stron nie jest gotowa na kompromis. Nie chodzi tutaj jednak jedynie o flagę, która jest jedynie przedmiotem. Raczej o ideę, którą reprezentuje, czyli palestyńskie dążenia niepodległościowe i tożsamość narodową, które w dzisiejszym Izraelu, stającym się coraz bardziej nacjonalistycznym i prawicowym, traktowane są jako zagrożenie.